Co jakiś czas przez kraj przetacza się batalia na temat prawnego usankcjonowania – bądź nie – medycyny naturalnej, czasem zwanej medycyną alternatywną.
Budzą się wtedy we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony domorosły uzdrowiciel, który po przeczytaniu kilku książek (nie wiadomo nawet czy sensownych) chcący naprawiać świat – to dość ponura wizja.
Druga strona medalu, to odcinanie się od korzeni, a jest to zjawisko moim zdaniem niepożądane.
Zielarze, kręgarze, masażyści istnieli dużo wcześniej niż tomografy, aparaty USG czy endoprotezy.
Wiele wspaniałych leków istnieje dzięki wykorzystaniu starych receptur.
To, że tak wiele osób szuka alternatywnych metod leczenia jest sygnałem, że medycyna akademicka zbyt zawęziła drogi swego oddziaływania, kierując się ku wąskim specjalizacjom i dzieląc człowieka na części.
Psychoonkolog Carl Simonton, kardiolog Dean Ornish, endokrynolog Deepak Chopra, to lekarze znani daleko poza miejscem zamieszkania. Znani dlatego, że potrafili połączyć to co najnowsze, z tym co odwieczne.
Klasyczne procedury medyczne – medytacje, dieta, ćwiczenia, masaże, grupy wsparcia, praca z emocjami, aspekt duchowy – wzmacniają zdrowie i poprawiają jakość życia.
Myślę, że lekarz znający działanie różnych metod terapii naturalnych i kierujący tam w razie potrzeby swych pacjentów nie traci swego autorytetu, lecz go wzmacnia.
Warto pamiętać, że wyleczenie następuje tylko wtedy, gdy zostaną zmobilizowane siły uzdrawiające organizm.
Takich terapeutów, którzy ten proces różnymi metodami wspierają, nie należy potępiać, tylko solidnie szkolić.
RSS komentarzy do wpisu.